czwartek, 18 kwietnia 2013

ZhouMi (SuJu M)


"Kocha się sercem, nie oczami"




Byłaś zwyczajną dziewczyną. Uczęszczałaś do szkoły, wolny czas spędzałaś z przyjaciółmi, wypełniałaś swe obowiązki domowe, rozwijałaś talenty - w miarę swych możliwości.  Każde smutki, radości, problemy, rewelacje - wszystko, co powinna mieć zwyczajna nastolatka. Nigdy nie sądziłaś, że Twoje życie tak nagle i diametralnie się zmieni.
Przebywałaś w domu od dłuższego czasu z powodu długiego weekendu. Cały tydzień wolnego, co niosło za sobą niesamowicie przyjemne lenistwo. Leżałaś na kanapie i oglądałaś telewizję. Nie, to było raczej niczym skakanie po kanałach, ze znudzoną miną. Nic ciekawego się nie działo. Sprawy nabrały tempa, gdy ni stąd, ni zowąd, do mieszkania wparował ZhouMi.
Był Twoim przyjacielem, najbliższym sercu. Spędziłaś z nim swoje dzieciństwo, wspieraliście siebie nawzajem. Zawsze był blisko, pilnował Cię niczym młodszą siostrzyczkę. Nie przeszkadzało Ci to, bo dzięki temu był obok. Szkoda tylko, że nie zauważał uczuć, jakie żywiłaś do niego.
- Puka się! - zawołałaś, nie wstając nawet z kanapy.
Przeważnie chłopak odzywał się w jakiś głupkowaty sposób, chcąc Cię zirytować. Tym razem, nie usłyszałaś żadnej kąśliwej uwagi. Zamiast tego, zostałaś pozbawiona pilota. ZhouMi wyłączył telewizję i odłożył go na stolik.
- Ej! Oglądałam to... Coś... - wydukałaś oburzona, przy czym zawahałaś się nieco. Nie wiedziałaś na jaki program wtedy przełączyłaś. Chłopak nie zwrócił na Ciebie uwagi. Poszedł w stronę przedpokoju, gdzie z szafy wyjął walizkę. Potem skierował się wraz z nią do sypialni. Zdziwiona, przez moment siedziałaś na kanapie.
- Co robisz?! - zawołałaś nagle i zerwałaś się z kanapy, by po chwili znaleźć się już w pokoju. Twoim oczom ukazał się ZhouMi, który pakował ubrania do wziętej wcześniej walizki. Robił to w pośpiechu, nie reagując na wszelkie pytania. - Ej! Ziemia do Oppy!
Znów nic. Zero reakcji. Nadęłaś policzki w geście swego oburzenia. Zatupałaś nogą poirytowana. Chłopak był już w trakcie zamykania walizki.
- Ubieraj się. - powiedział nagle, a raczej w końcu.
Nie zareagowałaś. Znów tupnęłaś i pokazałaś mu język. Chciałaś się z nim podroczyć, pokazać, że nie jesteś dzieckiem, zwrócić na siebie uwagę.
- Powiedziałem ubieraj się! - zawołał i zgromił Cię srogim spojrzeniem.
Zamrugałaś zaskoczona i lekko zlękniona, cofnęłaś się o krok. Momentalnie się uspokoiłaś. Chęć dokuczania zniknęła. Bez słowa poszłaś do przedpokoju, gdzie zaczęłaś ubierać buty.
Jeszcze nigdy nie widziałaś swego przyjaciela w takim stanie. Jego wzrok wydawał się groźny. Twarz była przejęta, pełna niepokoju. Spieszył się, niczym spóźniony na ważne spotkanie. Szybkim krokiem wyszedł z sypialni i skierował się do wyjścia. Złapał Cię za ramię i wyprowadził jednym, mocnym szarpnięciem. W ostatniej chwili zdołałaś chwycić kurtkę z wieszaka.
- Dokąd mnie prowadzisz? Co się dzieje? Czemu spakowałeś moje rzeczy? Jakim prawem na mnie krzyczysz? Co się stało? - wypytywałaś, krocząc za nim. Niestety ze strony chłopaka nie było żadnej reakcji. Zamiast tego, rozglądał się bacznie wokoło.
- Wsiadaj. - powiedział tylko. Nacisnął przycisk przy kluczykach, który otwierał samochód. Podszedł do bagażnika, gdzie włożył walizkę. Gdy zamknął tylne drzwi auta, zauważył jak stoisz wciąż przy pojeździe. - No wsiadaj! - ponaglił Cię chłodno. To zmotywowało Cię do usłuchania.
Wsiadłaś na miejsce pasażera, obok kierowcy. Tam po chwili usiadł Twój przyjaciel, który zaraz odpalił silnik. Ruszyliście drogą. ZhouMi co chwilę zaglądał na lusterko nad sobą. To naturalne u kierowców, ale on robił to częściej, niż obserwował drogę przed autem. Wokół was panowała absolutna cisza i to przez większą część trasy.
- Dokąd jedziemy? - zapytałaś po pół godzinie milczenia. Spojrzałaś pytająco na przejętą twarz chłopaka.
- Do domku za miastem. - odpowiedział ze spokojem w głosie. Zupełnie jakby właśnie zabierał Cię na jakiś zwykły, wakacyjny wypad. Spojrzałaś za okno.
Wyjeżdżaliście z miasta, teraz zauważyłaś, jak zmienia się krajobraz wokół was. Zamiast wielkich zabudowań, pojawiały się samotnie stojące domki z ogrodami. Za domostwami roztaczał się wielki las, którego końca nie było widać.Wjechaliście w pewnym momencie w jakąś dróżkę. Samochód zniknął wśród drzew. Nie widziałaś teraz nic, poza nimi. Promienie słońca przebijały się wśród miliona gałęzi. Był to ładny widok, nawet romantyczny. Niestety. Nie mogłaś teraz tak myśleć. Po pierwsze: ZhouMi był tylko przyjacielem. Nigdy nie traktował Cię jak potencjalną dziewczynę. Po drugie: sama sytuacja nie pozwalała na milsze przemyślenia.
Przed wami, ukazał się niewielki domek kempingowy. Sam jeden jak palec, stał wśród drzew. Auto zatrzymało się, silnik zgasł. Chłopak wysiadł i wypakował walizkę. Na początku nie chciałaś wychodzić z samochodu. W końcu jednak, zrobiłaś to, pod wpływem czystej ciekawości. Zatrzasnęłaś drzwi pojazdu i podążyłaś za przyjacielem. Weszliście do środka, gdzie postawił Twój bagaż. Rozejrzałaś się wokoło.
Domek wydawał się całkiem przytulny, choć nie należał do nowoczesnych kempingów, jakie teraz można było spotkać na obozowiskach. Chłopak zniknął Ci z oczu. Usłyszałaś dźwięk otwieranej lodówki, więc pewnie był w kuchni. Zauważyłaś jak z niej wychodzi z puszką coli w dłoni. Odkąd sięgasz pamięcią, zawsze ją pił, gdy chciał odpocząć. Usiadł na kanapie i westchnął głośno, jakby był zmęczony całym dniem ciężkiej pracy.
- Kiedy wyjaśnisz mi, co się dzieje? - zapytałaś, przerywając ciszę.
Chłopak nie zareagował. Odchylił jedynie głowę, by ułożyć potylicę na oparciu kanapy i zamknął oczy. Nie lubiłaś być ignorowana, on o tym wiedział. Dlatego wyszeptałaś groźnie jego imię. Usłyszałaś ciche westchnienie, a potem niezadowolone mruknięcie. No, to już jakaś reakcja.
- Tu jesteś bezpieczna. To najważniejsze. - powiedział po chwili i znów zamilkł.
Zamrugałaś zaskoczona. Przecież nie byłaś w sytuacji zagrożenia, prawda? Więc po co miałabyś wyjeżdżać nagle z miasta, w takim pośpiechu? Coś Ci tu nie pasowało. Podeszłaś więc do mężczyzny i stanęłaś przed nim, z rękoma założonymi na biodrach. ZhouMi chylił powiekę i spojrzał na Ciebie z zaciekawieniem. Wiedział, czego oczekiwałaś. Wyjaśnień.
- Twój ojciec robił nielegalne interesy. Ja, od kilku lat mam za zadanie pilnować Twojego bezpieczeństwa. Teraz niestety zostało ono narażone. Ktoś z jego wrogów chce wykorzystać Ciebie, by go zniszczyć. Wiesz, że najłatwiej jest kogoś zdegradować, krzywdząc rodzinę danej osoby. - wyjaśnił z powagą w głosie.
Obserwowałaś go uważnie, choć z każdym jego kolejnym słowem, wydawałaś się być bardziej zdumiona. W końcu usiadłaś obok niego na kanapie. Milczałaś. Próbowałaś poukładać myśli.
- Okej, a tak na poważnie? - zapytałaś po chwili.
Chłopak podniósł od razu głowę i spojrzał na Ciebie srogo.
- ______, ja nie żartuję. - mruknął niezadowolony i pomasował skronie.
- Och, proszę Cię. To niemożliwe, by mój ojciec zajmował się czarnym rynkiem, a Ty... - zawiesiłaś głos i spuściłaś wzrok. Twoja zawieszona myśl zainteresowała chłopaka i spojrzał na Ciebie pytająco.
- A ja co? - powtórzył za Tobą.
Na początku nie uzyskał odpowiedzi. Milczałaś. Westchnął więc i otworzył puszkę coli. Po pokoju rozległ się charakterystyczny dźwięk. Upił kilka łyków zimnego picia.
- Udawałeś mojego przyjaciela? - spytałaś nagle.
ZhouMi wybałuszył oczy słysząc to. Odsunął napój i zakasłał. Prawie się zadławił.
- Co proszę? - zapytał. Posłał Ci zdumione spojrzenie.
Nie rozumiałaś, czemu wydawał się taki zaskoczony. Owszem, to była dziwna myśl, ale czy nie na miejscu? Przecież w tej sytuacji... Miałaś prawo tak sądzić.
- No bo... - zawiesiłaś głos i przygryzłaś dolną wargę. Nie wiedziałaś jak to ująć. Co gorsza, źle się poczułaś. Jak mogłaś tak pomyśleć.
- Nigdy nie udawałem Twojego przyjaciela. - usłyszałaś.
Chłopak odłożył puszkę coli na podłogę, tuż obok kanapy. Oparł przedramiona na swych udach i splótł palce swych dłoni. Pochylił się nieco do przodu i spojrzał na kominek, który mieścił się kilka metrów przed nim. - Zająłem się Twoją ochroną po długim czasie. Jak byłem już pełnoletni. A znamy się już odkąd byłaś dzieckiem. Nasza przyjaźń była i jest prawdziwa. To, że Ci pomagam, jest w połowie motywowane właśnie tą relacją.
- W połowie? A druga część motywacji? - zapytałaś i spojrzałaś na niego z zaciekawieniem. Dziwne, bo chłopak wyraźnie się zmieszał. Odwrócił wzrok, mruknął coś pod nosem i wstał.
- Na górze jest sypialnia. Możesz tam spać. Ja zajmę kanapę. - odezwał się.
Zachowywał się, jakby Twoje pytanie nigdy nie padło. Westchnęłaś cicho i skinęłaś głową. Chłopak wniósł walizkę na górę i zostawił Cię samą w sypialni. Usiadłaś na brzegu starannie zaścielonego łóżka. Próbowałaś poukładać myśli, zrozumieć sytuację. Nie byłaś zła. To było w tym wszystkim najdziwniejsze. Cieszyłaś się, że nie jesteś tu sama, że właśnie ZhouMi jest obok. Bardziej ciekawiło Cię to, co nim jeszcze kierowało, niż to, co nabroił Twój ojciec. Co gorsza, w ogóle nie przejęłaś się zagrożeniem, w jakim się właśnie znalazłaś.


Przez następne kilka dni był spokój. Mieszkałaś z ZhouMi'm, co było dla Ciebie nieco krępujące. Zwłaszcza, gdy chodził po domu bez koszulki. Owszem, był to intrygujący widok, pobudzał wyobraźnię, ale to przecież wciąż Twój przyjaciel! Nie wypadało w ten sposób o nim myśleć, więc starałaś się omijać go szerokim łukiem w takich chwilach. Zresztą, on był bardziej przejęty zapewnieniem Ci bezpieczeństwa, niż tym, co się z Tobą działo emocjonalnie. Skończyło się też wasze wzajemne dokuczanie, te typowe dla was zagrywki. Brakowało Ci tego, ale sama obecność chłopaka, wciąż napawała Cię radością.
Był jeszcze Kyung, który przywoził wam zapasy. Jedzenie, picie, dodatkowe ubrania, produkty kosmetyczne, do sprzątania, czy sprzęt, jak się jakiś zepsuł. Nie znałaś go za dobrze, ale ZhouMi mu ufał. Podobno był to dobry przyjaciel. Skoro on obdarzył go zaufaniem, to i Ty nie miałaś zamiaru wątpić. Niestety, nie wszystko szło po waszej myśli.
Pewnego dnia, ZhouMi obudził Cię bardzo wcześnie. Syknęłaś cicho, bo jego szarpnięcie wywołało u Ciebie grymas. Troszkę boleśnie opuściłaś sferę snu. Próbowałaś się opatulić kołdrą, ale chłopak nie chciał dać za wygraną. Szamotał się z Tobą, dopóki jej nie zabrał.
- Jeszcze pięć minutek... - mruknęłaś niezadowolona i jak gdyby nigdy nic, poszłaś dalej spać.
ZhouMi potrząsnął Tobą, przez co, od razu się zbudziłaś. Spojrzałaś na niego zaspana i oburzona.
- Do szafy. - powiedział chłodno i stanowczo.
Przeszył Cię dreszcz, gdy usłyszałaś jego ton. Tak samo groźny jak przy waszym wyjeździe z miasta.
- Co się dzieje...? - spytałaś szeptem, gdy wstawałaś z łóżka.
Chłopak dał Ci znak, że masz być cicho. Bez słowa wyjaśnienia, wepchnął Cię do szafy i zamknął drzwi. Wtedy usłyszałaś huk. Ktoś dobijał się do kempingu. Przylgnęłaś plecami do wewnętrznej ściany mebla i zamarłaś w bezruchu. Serce zaczęło Ci bić szybciej, bałaś się, że nawet oddech był zbyt głośny.
Najgorsze było to, że nie wiedziałaś co się dzieje. Słyszałaś jakieś dźwięki. Huki, krzyki, wymianę ciosów. Ktoś krzyczał, ZhouMi najwyraźniej się nie poddawał, bo co chwilę odpyskiwał, śmiał się z napastników. Tak, było ich więcej.
Potem usłyszałaś jęki i krzyki. Były one jednak spowodowane bólem. Aż ciarki przeszły Cię po plecach. Przez piętnaście minut tylko tego typu odgłosy docierały do Twych uszu. Bałaś się o życie przyjaciela. Przecież w głębi serca, czułaś do niego coś więcej niż zwykłą sympatię. Nie chciałaś też, by walczył za Ciebie, by cierpiał.
- Zabij go. Nie jest potrzebny, skoro nie chce współpracować... - usłyszałaś i aż otworzyłaś szeroko oczy. To nie był głos Twojego przyjaciela. Co gorsza, te słowa brzmiały poważnie. Nie chciałaś, by ZhouMi umierał. Postanowiłaś działać. Pewnie on sam by Cię za to zabił, ale nie to było teraz istotne. Wyskoczyłaś z szafy i wybiegłaś z sypialni.
Byłaś ubrana jedynie w bieliznę i koszulę nocną. Gdy tylko pojawiłaś się na piętrze przy schodach, przestraszyłaś się jeszcze bardziej.
Na dole, w przedpokoju, stało dwóch wysokich, barczystych mężczyzn. Ubrani w garnitury, czarne okulary. Dwóch innych przyciskało Twojego przyjaciela do podłogi. Trzeci stał nad nim i dyrygował czwartym, który był w trakcie odbezpieczania broni.
- Nie! Przestańcie! - zawołałaś przerażona.
Wszystkie oczy zwróciły się ku Tobie. Głównodowodzący, wysoki blondyn z delikatnym zarostem, uśmiechnął się chytrze.
- Rycerz przybył ocalić swą damę w opresji. - prychnął rozbawiony i kopnął leżącego w żebra. ZhouMi wypluł krew i zakasłał, ledwo łapiąc oddech. Nawet to sprawiało mu ból. Był w tragicznym stanie. Twarz miał całą posiniaczoną, ubranie we krwi. Nawet na głowie widniała jakaś krwawa rana. Czułaś się winna. Blondyn pokazał za siebie.
- Na dworze czeka samochód. Jeśli chcesz, by chłopak nie skończył jako trup, radzę wsiadać. - powiedział spokojnie, z nutką rozbawienia w głosie.
Przełknęłaś ślinę i powoli zeszłaś na dół. Mijając napastników, spojrzałaś przelotnie na zakrwawioną twarz przyjaciela.
"Przepraszam."
To jedno słowo wydawało się być zarówno w Twoich oczach, jak i jego. 
Weszłaś do samochodu tak, jak Ci przykazał mężczyzna. Następnie on wsiadł do środka, usadowiwszy się obok. Po Twojej drugiej stronie usiadł kolejny, następny za kierownicą, a przedostatni na miejscu pasażera. Brakowało jednego. Blondyn spojrzał przez szybę, która była obsunięta.
- Wykończ go. - powiedział beztrosko i zamknął okno w aucie.
- Co? Nie! - zawołałaś spanikowana i jęknęłaś cicho. Spróbowałaś się rzucić na blondyna, uciec, cokolwiek. Niestety, nie odniosło to żadnego efektu. Usadowili Cię z powrotem.
- Obiecałeś, że nic mu nie zrobisz! - zawołałaś błagalnie.
Chłopak wyszczerzył się w perfidnym uśmiechu.
- Kłamałem. - odrzekł i skinął głową ku kierowcy. - Jedź.
Silnik zawarczał, samochód ruszył. Wyjeżdżając z lasu, usłyszeliście strzał. Zacisnęłaś powieki. Próbowałaś powstrzymać łzy. Ukryłaś twarz w dłoniach, ramiona zaczęły Ci się trząść. Chciałaś go uratować, zamiast tego, zabiłaś go.
"Jak mogłam być tak naiwna?" pytałaś samą siebie. Nie mogłaś uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. 
Przez całą drogę siedziałaś cicho. Gdy wyjechaliście z samego lasu, musieliście jeszcze przejechać wzdłuż niego, a także przez niewielką wieś. Trasa dłużyła się niemiłosiernie. Bałaś się tego, co mogło się wydarzyć. Tego blondyna, rzeczy, które zrobią i Tobie. Bałaś się przyszłości. Nagle poczułaś szarpnięcie. Poleciałaś na jednego z pasażerów. Wszyscy zostali w ten sposób zaskoczeni. Coś uderzyło w samochód.
- Co jest?! - zawołał blondyn, pełen wściekłości.
- Ktoś jedzie za nami. - powiedział kierowca, gdy spojrzał w lusterko. Znów szarpnięcie, uderzenie. Bałaś się, że zaraz wylecisz z tego pojazdu, i to przez przednią szybę. W końcu stało się najgorsze. Kolejna stłuczka aut sprawiła, że mężczyzna prowadzący samochód, uderzył o kierownicę. Stracił przytomność.
Pasażer siedzący obok, spróbował utrzymać panowanie nad pojazdem, ale na próżno. Auto skręciło nagle i gwałtownie, przez co uderzyło o drzewo. W ostatniej chwili zdążyłaś się położyć na pozostałych, dzięki czemu uniknęłaś wylotu przez szybę. Wielki dym uniósł się z nad zgniecionej maski. Powoli podniosłaś się na rękach i rozejrzałaś się. Kierowca i pasażer obok nie żyli. Reszta wydawała się również martwa, albo chociaż nieprzytomna. Skrzywiłaś się lekko, gdy poczułaś ból w okolicy żeber. Zostanie Ci po tym wielki siniak. Spróbowałaś sięgnąć do klamki. Pewnie długo byś się z nią męczyła, gdyby ktoś nagle nie otworzył drzwi. Zostałaś wyciągnięta z wozu i położona po drugiej stronie ulicy, na trawie. Syknęłaś z bólu. Dotarł do Ciebie uspokajający głos. Uchyliłaś powieki. Widziałaś przed sobą swego przyjaciela.
- Więc umarłam...? - wydukałaś cicho i pokręciłaś głową. - ZhouMi przepraszam. Nie chciałam. Myślałam, że Cię ocalę. A teraz Ty... Ja też... A ja przecież... Bo Ty...
- Nic nie mów. To Ci nie pomoże przecież. - powiedział przyjaciel, z troską w głosie. Pochylał się teraz nad Tobą.
- Ty żyjesz? - spytałaś szeptem i rozchyliłaś szerzej powieki. Widziałaś jak kiwa głową. Nie wyglądał jednak najlepiej. Nad górną wargą jak i na brodzie widać było skrzepniętą krew. Tą samą czerwoną plamę miał przy palcach u rąk.  Barwna ciecz nasączyła też koszulę chłopaka, którą miał na sobie.
- Ty krwawisz? - spytałaś spanikowana, gdy ujrzałaś rozrastającą się plamę przy jego prawym biodrze.
- To nic. To nic. Leż. Zaraz powinna przyjechać policja i karetka. Pomogą Ci. - mówił uspokajająco.
I faktycznie. Usłyszałaś syreny alarmowe karetki i policji. Po chwili dotarł do Ciebie jeszcze odgłos strzału. Poczułaś dodatkowy ciężar na swym ciele, ale nie wiedziałaś co się dzieje. Miałaś wrażenie, że głowa Ci pęknie. Obraz był coraz bardziej zamazany. Widziałaś, jak przenoszą kogoś z Twojego ciała, a potem Ciebie sprawdzają i kładą na noszach.
- ZhouMi... Gdzie jest... ZhouMi? - spytałaś cicho, nim straciłaś przytomność.

Obudziłaś się leżąc w szpitalu. Miałaś kilka bandaży wokół głowy, jakieś plastry na policzkach, nic więcej. Chociaż posiniaczone żebra wciąż dawały o sobie znać. Powoli usiadłaś i rozejrzałaś się. Nie miałaś pojęcia, jak długo tu przebywałaś. Do pokoju wszedł lekarz, który podszedł do Ciebie z uśmiechem.
- Jak się panienka czuje? - zapytał pogodnie.
Złapałaś się za głowę i jęknęłaś.
- Jakby przeszło po mnie stado koni. - mruknęłaś i spojrzałaś pytająco na lekarza, który zaczął dotykać Twojej głowy. Badał też reakcję oczu na światło, jakieś inne szczegóły, o coś popytał i postawił jakąś swoją diagnozę.
- Długo panienka spała, więc nie ma się co dziwić. - przyznał lekarz.
Nie pytałaś jak długo tu byłaś. To było teraz dla Ciebie najmniej istotne.
- Panie doktorze... W tym wypadku... Był ze mną przyjaciel... - szepnęłaś niepewnie. Musiałaś zapytać. A skoro lekarz już chciał wyjść, to nie mogłaś przepuścić tej okazji.
Mężczyzna podrapał się po podbródku i pokiwał głową.
- Ach tak. Przywieźli z panienką jeszcze kogoś. Był w kiepskim stanie. Połamane żebra, brakowało mu dwóch paznokci prawej dłoni. Liczne siniaki, zadrapania. Do tego dwie rany postrzałowe i skręcona kostka. Podobno z tymi obrażeniami prowadził samochód. To niesamowite, jaką wolę walki miał ten człowiek. - powiedział doktor ze współczuciem, a zarazem z zachwytem w głosie.
- Miał? - wydukałaś zszokowana.
Te liczne rany jakie odniósł, wszystko przez Ciebie. W dodatku w takim stanie jechał samochodem. Więc to on uderzył o auto, w którym byłaś. Chciał was zatrzymać, ocalić Cię. Przecież to musiało mu sprawiać ogromny ból. A ten strzał w kempingu... Nie zginął, został jedynie trafiony.
- Spokojnie. Przeżyje. Jest już kilka dni po operacji. Niestety, przed nim trudne życie. Na razie nie będzie miał możliwości by chodzić i się poruszać. Kilka miesięcy przeleży tutaj, by móc wrócić do zdrowia. - wyjaśnił lekarz.
Spuściłaś wzrok. Mimo, że cieszyłaś się z tego, że żył... To wciąż miałaś świadomość, z czyjej winy tak cierpiał.
- Czy... Czy mogłabym go zobaczyć? - spytałaś niepewnie. Doktor spojrzał na Ciebie uważnie. - To mój przyjaciel. Ktoś... Ważny.
Lekarz milczał przez dłuższą chwilę, aż w końcu skinął głową, na znak zrozumienia. Byłaś w dobrym stanie, mogłaś spokojnie chodzić. Długie leżenie nie było wielką przeciwnością, by się spokojnie przejść po pokoju. Dałaś też radę wyjść na korytarz, choć cały czas towarzyszył Ci doktor.  
Pokój chłopaka nie był daleko, całe szczęście. Gdy weszliście do środka, aż przystanęłaś na moment. Nie, nie zmęczyłaś się. Byłaś zdruzgotana widokiem. ZhouMi spał podłączony do różnych aparatur. Bandaże, plastry, gips, siniaki, zadrapania. Przysłoniłaś usta dłonią. Nie chciałaś się rozpłakać.
- To ja zostawię was samych. - szepnął lekarz i wyszedł z pokoju.
Wolnym krokiem podeszłaś do łóżka chłopaka. Usiadłaś na jego brzegu i spojrzałaś na przyjaciela. Spuściłaś głowę i ostrożnie chwyciłaś jego dłoń w swe ręce.
- Przepraszam. - szepnęłaś po chwili i przymknęłaś powieki. - Myślałam, że Cię uratuję, że choć raz, to ja pomogę Tobie. Zawaliłam. Przeze mnie miałeś więcej bólu. Teraz leżysz tu w szpitalu, przykuty do łóżka, a ja... A mnie... Mnie nic nie jest... Mogę chodzić, mogę swobodnie siadać, kłaść się. A Ty... Ty cierpisz za mnie. Tak nie powinno być ZhouMi. To moja wina. Gdybyś wiedział jak mi przykro.
- Ból fizyczny jest niczym w porównaniu do myśli, że mogłaś zginąć... - usłyszałaś delikatny, ale słyszalny szept.
Uchyliłaś powieki, gdy poczułaś, jak dłoń chłopaka odwzajemnia uścisk. Spojrzałaś na niego. Miał lekko przymknięte oczy, jednak wciąż mógł Cię obserwować. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech, wyjątkowo czuły i ciepły. Po Twych policzkach zaczęły spływać łzy. Kilka słonych kropel kapnęło na pościel. Cieszyłaś się, że słyszysz jego głos, że go widzisz, że możesz obserwować jego uśmiech. Z drugiej strony, wciąż czułaś się winna.
- Nie płacz... - szepnął i ostrożnie uniósł drugą dłoń, by móc jej wierzchnią otrzeć Twe łzy. Dwa palce miał zabandażowane. Ujęłaś w swą dłoń jego i przytknęłaś do swego policzka. Chciałaś poczuć to przyjemne ciepło, którym zawsze potrafił Cię otoczyć.
- Przepraszam... Naprawdę... - wyszeptałaś, łkając cicho.
- Nic złego nie zrobiłaś. Chciałaś pomóc. Ja to rozumiem. Na Twoim miejscu zrobiłbym to samo.
Pokręciłaś głową. Taki przyjaciel to skarb. Potrafił oddać własne życie za Ciebie. Nie chciałaś jednak myśleć o tym, że ZhouMi mógłby zginąć. Nie pogodziłabyś się z tym. Był Twoją pierwszą i jak na razie jedyną miłością. A nawet mu tego jeszcze nie zdążyłaś wyznać.
- Bałam się, że Cię stracę... - załkałaś i zdobyłaś się na delikatny uśmiech. Nie chciałaś, by widział Cię smutną. Nie teraz.
- Przecież wiesz, że zawsze jestem obok. - powiedział spokojnie. Znów usłyszałaś w jego głosie czułość i ciepło.
- Nigdy więcej tego nie rób. Nigdy więcej nie próbuj ryzykować dla mnie życiem. - powiedziałaś groźnie, choć przez łzy i łamiący się głos, zabrzmiało to rozpaczliwie.
- Dla kogoś takiego jak Ty... Warto.
Zamrugałaś zaskoczona, przez co więcej łez spłynęło po Twych zarumienionych policzkach. Coś w Tobie pękło. Musiałaś powiedzieć prawdę.
- Dlaczego tak mówisz? - spytałaś szeptem.
- Jak to dlaczego? Przecież odpowiadam Ci na pytanie. - odrzekł zdziwiony chłopak. Nie rozumiał, o co Ci chodziło.
- Mówisz tak dwuznacznie! Nigdy nie wiem czy mam traktować Twoje słowa jako oznakę przyjaźni czy... - zawiesiłaś głos i spuściłaś wzrok. Zawahałaś się. Może to jednak nie jest odpowiedni moment na takie wyznania, na tego typu rozmowy.
ZhouMi milczał przez dłuższą chwilę. Obserwował Cię uważnie w absolutnej ciszy. To było krępujące, ale nawet gdybyś chciała i tak nie miałaś pojęcia co powiedzieć.
- Kocham Cię. - wyszeptał nagle.
Twoje źrenice rozszerzyły się na dźwięk tych dwóch słów. Powoli podniosłaś wzrok i popatrzyłaś ze zdumieniem na przyjaciela. Był uśmiechnięty. Rozchyliłaś usta chcąc coś powiedzieć, ale wtedy poczułaś na swych wargach jego palec. - Nie rań mnie. Pozwól, że Twoje odrzucenie będę przeżywał później.
Zamrugałaś zaskoczona, po raz kolejny. Odsunęłaś ostrożnie dłoń chłopaka, którą ujęłaś w swą własną.
- Nie mogę odrzucić kogoś, na kim mi zależy. - wyszeptałaś i uśmiechnęłaś się czule.
- __________, nie chcę byś była przy mnie na siłę. Wiem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale aż tak się nie poświęcaj. - jęknął zasmucony chłopak.
Brew Ci drgnęła pod wpływem irytacji.
- Ja tu mówię, że Cię kocham matole. - mruknęłaś.
ZhouMi spojrzał na Ciebie pytająco, a potem popatrzył na własne ciało.
- Ale... Spójrz. Już nie jestem taki, jaki byłem. Nie mogę chodzić, ani się jakoś poruszać. Nie mogę iść z Tobą na spacer, nie mogę zabrać Cię na randkę. Nie mogę nawet normalnie wyglądać przez te rany i bandaże. - przyznał ze smutkiem.
Byłaś naprawdę zszokowana. Jeszcze nigdy nie widziałaś go w takim dołku.
- Żyjesz. Jesteś obok. Mówisz do mnie, uśmiechasz się. Możesz mnie dotknąć. To dla mnie najważniejsze. - powiedziałaś i delikatnie pogładziłaś go po policzku. Zabrałaś po chwili swą dłoń, bo niechcący nacisnęłaś na plaster. Krzywa mina chłopaka sygnalizowała ból, a nie chciałaś mu tego więcej dokładać.
- Pamiętaj, że kocha się sercem, a nie oczami. Pomogę Ci wytrwać w tej sytuacji, tak jak Ty, pomogłeś mnie. - wyszeptałaś i uśmiechnęłaś się do niego czule.
Chłopak odwzajemnił Twój uśmiech i przymknął powieki.
- Pozwolisz, że pójdę spać? Jestem zmęczony.
- Jasne. - odrzekłaś i już chciałaś wstać, gdy poczułaś jak dłoń chłopaka Cię zatrzymuje. Spojrzałaś na niego pytająco.
- Ale zostań. Będę się czuł pewniej. - szepnął, z nadzieją w głosie.
Uśmiechnęłaś się ciepło i pokiwałaś głową. Usiadłaś z powrotem na brzegu łóżka i delikatnie ścisnęłaś dłoń chłopaka. Uznałaś, że zostaniesz przy nim i będziesz czuwać nad jego snem. Tak jak on, zawsze czuwał nad Tobą.
Wiedziałaś, że wytrwacie. Jego zdrowie było zagrożone, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Postanowiłaś się nie poddawać i walczyć o wasze uczucie, które wreszcie wyszło na światło dzienne. Twoja miłość doda Ci sił. Może trochę romantyczne i pospolicie idealistyczne założenie, ale szczerze w nie wierzyłaś. Jednego byłaś pewna. Przetrwacie wszystko.



No i jest, smutny scenariusz, tak jak chciał Sorbet. XD Mam nadzieję, że nie wyszło tak źle. @_@ Miałam problem z weną na coś smutnego, ale udało mi się jakoś ogarnąć wenę i skierować ją na odpowiedni tor. Postaram się wkrótce dodać kolejne zamówienia, w miarę moich możliwości.
Dziękuję też za krytykę. Staram się pracować nad poprawianiem błędów. Nie ma pewnie błyskawicznych efektów, ale może wkrótce będzie lepiej. :3

5 komentarzy:

  1. ...... nie mam słów po prostu.. .-.
    Piękne. Naprawdę mi się podoba. <3
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko,jakie piękne,ryczałam cały czas czytając ;_;

    OdpowiedzUsuń
  3. Omo! Jakie to wzruszające! ;c
    Baaardzo mi się podoba ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. O. Mój. Boże. *.*
    Jak czytałam to za pierwszym razem, to aż wypłakiwałam sobie oczy! :< Bo to takie smutne...Taki biedny ZhouMi. :<<< CHCIAŁABYM SIĘ IM ZAOPIEKOWAĆ! ^ . ^
    Kocham, KOCHAM, angsty, ale przede wszystkim kocham ZhouMi! <3
    Świetna treść. Aż chwyta za serce.
    PS. A mogę prosić o jakiś scenariusz z Henrym...? Tylko najlepiej fluffa, bo Henryczka nie powinno się angścić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jedna osoba złożyła zamówienie na całe Super Junior (za wyjątkiem Shindonga XD), w tym oczywiście Henry'ego, także na pewno pojawi się scenariusz z jego udziałem. ^^
      I nawet mnie osobiście nic smutnego, tragicznego do niego nie pasuje, więc możesz mieć pewność, że będzie to coś słodkiego, niewinnego, a przynajmniej romantycznego. c:

      Usuń