środa, 10 kwietnia 2013

Yamapi


"Ucieczka"



- Musimy porozmawiać. - powiedział Yamashita, dość poważnym tonem.
Miałaś wrażenie, że to nie sugeruje nic dobrego. Bez słowa podążyłaś za mężczyzną, który poprowadził Cię do jego garderoby.
Byłaś stylistką. Dbałaś o jego image od niedawna. Pracowaliście razem od pół roku. Twoja kariera w tej branży dopiero się rozpoczynała.
Poczułaś rosnące w brzuchu ciepło, wywołane niepokojem, który wzrastał z każdym kolejnym krokiem. Ciemnowłosy zatrzymał się przed drzwiami, które były oznaczone jego pseudonimem scenicznym. Otworzył je powoli, wprowadzając Cię do swej garderoby. Zamknął za Tobą drzwi. Nie chciał, by ktokolwiek dosłyszał waszą przyszłą rozmowę. Obserwowałaś go uważnie. Nie byłaś pewna czego się spodziewać. Ochrzani Cię za błędnie wykonaną pracę? O ile był taki moment. A może chce się zwierzyć? Ma jakieś kłopoty?
Mimo, że znaliście się dopiero pół roku, to zachowywaliście się jak bliscy znajomi. Yamapi Ci ufał, często prosił o rady w męczących go sytuacjach. Nieraz starałaś się poprawiać mu humor, wspierać, budzić w nim optymizm, napawać pozytywną energią. Dziś, zmęczenie mieszało się ze smutkiem, wymalowanym na jego twarzy.
- Musimy porozmawiać. - powtórzył i usiadł przy stoliku, na którym ustawione było niewielkie lustro. Miał dzięki temu szansę spojrzeć na swe odbicie. Wiedział, że jest przystojny. Zdawał sobie sprawę z tego, jak jego spojrzenie i głos działały na kobiety. Niestety, ta uroda mu teraz w niczym nie pomagała.
- O co chodzi,Yamashita - kun ? - spytałaś niepewnie, choć z ciepłem w głosie. Starałaś się trwać w delikatnym uśmiechu, by tylko nie zdradzić lęku, jaki w Tobie teraz drzemał. 
Chłopak jęknął cicho i przeczesał dłonią czarne włosy, które dopiero co ułożyłaś w odpowiedni sposób. Nie odezwałaś się jednak. To nie czas i miejsce na zajmowanie się jego wyglądem.
- Już Cię kiedyś prosiłem, byś nie zwracała się do mnie po nazwisku, a po imieniu. Po prostu... Po imieniu. - szepnął, po czym machnął lekceważąco dłonią. - Nieważne. To już nieistotne.
- Hm? - wydukałaś zdumiona i zamrugałaś dwukrotnie. Nie bardzo wiedziałaś, co miał przez to na myśli.
Ciemnowłosy wydał z siebie głośne westchnienie i po dłuższej chwili milczenia, odezwał się. To co powiedział, nie przypadło Ci jednak do gustu.
- Chciałbym zrezygnować z naszej współpracy.
Twoje źrenice rozszerzyły się na dźwięk tych słów. Z niepokojem spojrzałaś na mężczyznę.
- J-jak to zrezygnować? N-nie rozumiem... Źle się sprawuję? - wydukałaś niepewnie. - Jeśli popełniłam jakiś błąd, powiedz. Postaram się więcej do takowych sytuacji nie dopuścić.
Chłopak pokręcił przecząco głową i skrzywił się nieco. Jego słowa troszkę Cię zabolały. Już od dawna czułaś do niego większą sympatię, niż do zwyczajnego kolegi.
- Nie, to nie tak. Świetnie pracujesz. Jesteś naprawdę dobrą stylistką. - zaczął uspokajająco. Ten komplement Cię nie przekonał. Bo jeśli nie w tym tkwił problem, to w czym?
- Po prostu... Marnujesz się we współpracy ze mną. Powinnaś iść dalej, piąć się po szczeblach i pracować z najlepszymi. - usłyszałaś po chwili.
Ostrożnie ułożyłaś dłoń na swej klatce piersiowej, w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Czułaś jego przyspieszone bicie.
- Ale... Dla mnie Ty jesteś najlepszy... Poza tym, nie chodzi o to, by pracować gdzieś wyżej, czy niżej. Trzeba się cieszyć pracą, mieć wokoło dobrych ludzi i...
- Przestań! - przerwał Ci nagle.
Podskoczyłaś przestraszona, gdy uderzył zaciśniętą pięścią w stół. Jego głos brzmiał zupełnie jak ostre syknięcie węża. Wyczułaś też nutkę dziecięcej rozpaczy. Zacisnęłaś palce na swej klatce piersiowej i spoglądałaś w milczeniu na chłopaka. Nie rozumiałaś jego zachowania.
- Przestań... - szepnął Yamapi błagalnie. Zacisnął powieki. Próbował się skupić. Wyglądało to tak, jakby przeprowadzał właśnie wewnętrzną walkę, z samym sobą.
- Ya...Yamashita - kun? - wydukałaś nieśmiało. Powoli podeszłaś do niego. Chciałaś położyć dłoń na jego ramieniu, ale on najwyraźniej to wyczuł. Gwałtownie odepchnął Twą rękę, co zupełnie zbiło Cię z tropu. Chciałaś go tylko wesprzeć, uspokoić. Nigdy nie odmawiał tego typu pomocy. Nie poznawałaś go.
Yamapi odwrócił głowę. Nie potrafił spojrzeć Ci w oczy. To wbiło kolejną szpilkę w Twe serce.
- Chcę byś odeszła z pracy. Byś skończyła z rolą mojej stylistki.
Zamrugałaś zszokowana. Powoli pokręciłaś głową, na znak odmowy. Nawet szepnęłaś ciche "nie".
- Nie każ mi Cię zwalniać. - dodał chłopak, błagalnym tonem.
Przygryzłaś wargę słysząc te bolesne słowa. Chciał się Ciebie pozbyć? Ale... Dlaczego?
- Yamashita - kun, co zrobiłam nie tak? Dlaczego chcesz mnie pozbawić pracy, którą lubię? Nie chcę odchodzić, chcę dalej pracować. Z Tobą, z Twoim zespołem, pomagać, wspierać. Jeśli zrobiłam coś nie tak, powiedz. Proszę. Chcę wiedzieć dlaczego? - wyjąkałaś. 
Ledwo panowałaś nad wzbieranymi w Tobie emocjami. Byłaś zrozpaczona. Nie chciałaś tracić tej pracy. Wiedziałaś, że jeśli tak dalej pójdzie, emocje wezmą górę nad dumą i łzy wypłyną z oczu, niczym strumień z górskiego źródła.
- Bo nie chcę Cię widzieć! Rozumiesz?! Chcę, byś zniknęła z mojego życia! - zawołał chłopak.
Poczułaś jak Twoje serce rozpada się na kawałki, niczym stłuczona szyba. Zamrugałaś dwukrotnie, przez co łzy spłynęły po Twych policzkach.
- Ale... Yamashita - kun... Dlaczego Ty... - urwałaś swój cichy jęk, bo chłopak znów uderzył pięścią o stół.
- Wyjdź. - powiedział cicho.
Po raz pierwszy usłyszałaś chłód w jego głosie.
- Ale...
- Powiedziałem WYJDŹ! - wrzasnął i znów uderzył pięścią o stół. Nałożył silniejszy akcent na ostatnie słowo, co wzbudziło w Tobie większy strach. Uniósł wzrok, by móc Cię ujrzeć ukradkiem w lustrze. Lęk malował się na Twej twarzy, łzy ciekły po zarumienionych policzkach. W oczach nagromadziło się tyle emocji. Ból, złość, przykrość, rozpacz.
Bez słowa wybiegłaś z garderoby. Łkając pod nosem, spakowałaś swe rzeczy i bez wyjaśnień wyszłaś z budynku.



Otworzyłaś oczy. Leżałaś w łóżku, w domu, który dzieliłaś ze swym chłopakiem.
"To już prawie dwa lata... " szepnęłaś w myślach.
Mimo tak długiego czasu, wciąż nie mogłaś zapomnieć o tym incydencie. Czasem chciałaś, by był to tylko zły sen, a nie prześladujące Cię wspomnienie. Obróciłaś głowę w lewo. Spoglądałaś teraz na śpiącego obok chłopaka.
Wysoki, przystojny szatyn, który pracował jako tancerz. Miał już za sobą występy z wieloma sławami, zarówno w Korei jak i w Japonii.  Kochający, czuły i opiekuńczy. Przystojny mężczyzna. Nie zawładnął Twym sercem tak, jak Yamapi, ale w jakimś stopniu byłaś nim zauroczona. Niestety nie była to prawdziwa miłość z Twojej strony, dlatego coraz częściej czułaś się jak zwykła oszustka. Przekonywałaś siebie dzień za dniem, że z czasem, na pewno obudzi się w Tobie szczere uczucie, ale pomimo półtorarocznego związku... Nie udało się.
Z cichym westchnieniem, wstałaś z łóżka. Wyszłaś z sypialni i powędrowałaś do kuchni, gdzie zaczęłaś przygotowywać herbatę. Miałaś dziś dzień wolny. Mogłaś spokojnie zrobić zakupy, posprzątać, pochodzić po mieście.
Ze swym chłopakiem niewiele zamieniłaś słów. Gdy tylko wstał, wykonał wszystkie poranne czynności, zjadł przelotnie jakąś kanapkę, pożegnał Cię czule i wybiegł do pracy. Trenował do kolejnego występu. W głowie i tak wciąż huczało Ci o wydarzeniach z przed lat. Ten wolny dzień i pasmo możliwości przed Tobą na pewno pomoże Ci o tym nie myśleć.
Dlatego zaraz po wypiciu herbaty, sama wykonałaś wszystkie poranne czynności. Kąpiel, wysuszenie włosów, dobór stroju, fryzura, makijaż. Miałaś na sobie jasnoniebieską bluzkę, krótką białą spódniczkę oraz w tym samym kolorze kozaczki. Włosy spięłaś w dwie kitki, ułożone niczym u Indianki. Do tego torebka na ramię, ze wszystkimi potrzebnymi fantami. Tak wyszykowana, wyszłaś z domu.
Chodziłaś po mieście zaglądając, od czasu do czasu, do jakiegoś sklepu odzieżowego, choć nic dla siebie ciekawego nie znalazłaś. Nawet w centrum handlowym byłaś, gdzie kupiłaś sobie ulubione lody gałkowe. Z uśmiechem na ustach i pysznymi słodkościami w dłoni, zawędrowałaś do pobliskiego parku. Przesiadywałaś tu często. Właściwie tu poznałaś Yamapiego. Mimo bolesnych wspomnień, wasze pierwsze spotkanie przypominałaś sobie zawsze z uśmiechem na twarzy. Przymknęłaś powieki zagłębiając się w przeszłości.



Dwa i pół roku temu:

W życiu miałaś wiele wyznaczonych sobie postanowień. Jednym z nich, była nauka jazdy na rolkach. W kasku, ochraniaczach na kolanach i łokciach, z rolkami na nogach, próbowałaś jeździć po parkowych alejkach. Z ledwością łapałaś równowagę. Z trudem mijałaś idących wokoło ludzi. Skręciłaś w stronę stawu, przy którym często spędzałaś czas z rodzicami. Robiliście tam pikniki, gdy byłaś mała. Zmierzałaś ku ulubionej ławce, by móc tam odpocząć. Niestety ta jazda nie wyszła udanie.
Nagle z naprzeciwka wyskoczył rowerzysta, który z okrzykiem "uwaga", jechał w Twoją stronę. Nie był w stanie zahamować, więc żeby Cię ominąć, skręcił w lewo. Wpadł w pobliskie krzaki, przejechał jeszcze trochę po trawiastym pagórku i po chwili usłyszałaś plusk.
Zszokowana wskoczyłaś w krzaki i wyjrzałaś przez nie, chcąc sprawdzić, czy nic mu się nie stało.
- Nic Ci... ŁAAAAA! - okrzyk zaskoczenia przerwał Ci wypowiedź. Koła rolek ześlizgnęły się po trawie, przez co sama zjechałaś z pagórka. W ostateczności wpadłaś w ramiona rowerzysty, który ledwo co, zdołał stanąć na równe nogi. Razem z nim, wylądowałaś w wodzie.
Gdy dotarło do Ciebie co się dzieje, odsunęłaś się od mężczyzny. Spróbowałaś wstać, ale rolki ugrzęzły w gęstym mule pod wodą. Plusk. Przewróciłaś się. Chłopak zaśmiał się cicho, widząc to. Wstał, a potem i w tej samej czynności pomógł Tobie. Niestety nie byłaś w stanie wyjść ze stawu, dlatego wziął Cię ostrożnie na ręce i po wyniesieniu z wody, posadził na trawie. Potem wrócił po swój rower, który z trudem wyciągnął na brzeg.
 Ty w tym czasie zdejmowałaś ciężkie od wody ochraniacze. Cień mężczyzny przysłonił Ci słońce, dlatego spojrzałaś na niego z zaciekawieniem. Chciałaś mu od razu podziękować za pomoc, ale zabrakło Ci słów, gdy go ujrzałaś. Miał zdjętą koszulkę, którą próbował wycisnąć, niczym ścierkę przy sprzątaniu. Krople wody spływały po jego umięśnionym torsie. Ciemne włosy były powykręcane, przylegały do czoła.  Co ciekawsze, dodało mu to uroku.
-A... - wydukałaś, chcąc cokolwiek powiedzieć, ale słowa nadal nie chciały wydobyć się z Twych ust. Chłopak najwyraźniej to usłyszał, bo spojrzał na Ciebie pytająco. Kucnął przy Tobie i przyjrzał Ci się uważnie.
- Nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? - dopytywał zaniepokojony. Od razu złapał Cię za dłoń, by móc sprawdzić, czy masz w całości rękę. To samo zrobił z drugą.
- A ja... - znów wydukałaś, ale nic więcej nie wydobyło się z Twego gardła.
- Wybacz. Straciłem panowanie nad rowerem. Zjeżdżałem z górki, nie wiedziałem, że ktoś nagle wyskoczy. No, a mogłem pomyśleć. - tłumaczył się i ze skupieniem sprawdzał teraz Twoje kolano.
- N-nie, nie. Nic nie szkodzi. Zdarza się. - powiedziałaś w końcu i speszona spróbowałaś się odsunąć od chłopaka. Ten zaśmiał się widząc to i poczochrał Cię po mokrych włosach.
- Nie bój się. Nie jestem zły. Nie skrzywdzę Cię. - powiedział wesoło i posłał Ci wyjątkowo czarujący uśmiech. Zarumieniłaś się. Czułaś to. Aż złapałaś się za policzki, by schłodzić je zimnymi od wody dłońmi. Usłyszałaś znów głos nieznajomego. - No więc jak masz na imię?
- Hm? Ja ? - wydukałaś zdumiona i wskazałaś na siebie palcem, tak dla pewności.
Znów usłyszałaś wesoły śmiech, a potem zobaczyłaś potwierdzające skinięcie głową.
- Ja... Na imię mam _________. - bąknęłaś onieśmielona.
- W takim razie miło mi poznać, _______. Najbardziej niezdarną pannę, która próbowała uczyć się jazdy na rolkach. - powiedział, przez co nadęłaś policzki. Potem wyciągnął ku Tobie swą dłoń. - Ja jestem Yamashita Tomohisa, ale wszyscy mówią mi Yamapi.
Zdziwiona uścisnęłaś jego dłoń, choć nie wyglądałaś na przekonaną, czy warto nawiązywać z nim znajomość.
- Jeśli chcesz, nauczę Cię jak się jeździ. Przyda Ci się pomoc. - stwierdził z troską w głosie, choć w jego oczach widziałaś iskierki rozbawienia.
Zmrużyłaś powieki i pokazałaś mu język, co rozbawiło go jeszcze bardziej.
W jego oczach byłaś uroczą osobą, potrzebującą odrobiny ciepła i opieki. Podobało mu się to w Tobie, choć nigdy nie przyznał się do tego.


Otworzyłaś oczy i spojrzałaś w niebo. Siedziałaś teraz na ławce, dokładnie przy miejscu, gdzie spędziliście resztę tego dnia. Bo gdy w końcu wyschliście, pomógł Ci w nauce. Nie było to łatwe, ale przynajmniej mieliście niezły ubaw. W międzyczasie dowiedział się o Twoim zawodzie z wykształcenia. Zaraz zaproponował Ci pracę, którą przyjęłaś z ochotą. Dopiero w pierwszym dniu wykonywania obowiązków, dowiedziałaś się kim on jest z zawodu. Mimo jego stanowiska i pracy jaką posiadał, zawsze był dla Ciebie miły. Aż do tego feralnego dnia, które miało miejsce dwa lata temu.
Westchnęłaś cicho i spuściłaś wzrok. Postanowiłaś wrócić do domu. Wstałaś i podążyłaś w stronę głównej alejki. W momencie, gdy skręcałaś ku niej, pisnęłaś głośno i z hukiem wylądowałaś na ziemi. Zacisnęłaś powieki, czując ból w okolicy pleców. Syknęłaś cicho.
- Najmocniej przepraszam, nie chciałem... - usłyszałaś męski głos.
Człowiek, który przygniótł Cię przed chwilą swym ciałem, podniósł się na dłoniach. Pochylał się nad Tobą z niepokojem na twarzy. Uchyliłaś powieki, które rozszerzyłaś bardziej, gdy tylko ujrzałaś mężczyznę. Zaniemówiłaś, tak jak on.
- Ya...Yamashita - kun... - wydukałaś zdumiona.
Przez moment patrzyliście na siebie oniemiali. Nic się nie zmienił. Wciąż był tak samo przystojny, choć chyba miał inaczej ułożoną grzywkę. Zamrugałaś parokrotnie, po czym odepchnęłaś go od siebie. Zaskoczony chłopak wylądował siedząco na ziemi. Pozbierałaś się szybko, otrzepałaś i ruszyłaś w kierunku wyjścia z parku. Słyszałaś za sobą jego głos, jak wołał Twe imię. Nie zatrzymałaś się, jedynie przyspieszyłaś kroku. Chciałaś jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Poczekaj! - zawołał mężczyzna, który nagle szarpnął Cię za ramię. Chcąc nie chcąc, musiałaś się zatrzymać. Nie spojrzałaś na niego, nawet, gdy obrócił Cię ku sobie.
- Nie odchodź, poczekaj. Porozmawiajmy. - powiedział, ledwo łapiąc oddech. Wydawał się lekko poddenerwowany, a zarazem uszczęśliwiony. Tym, że Cię widzi, czy może przez to, że znów wiercił Ci dziurę w sercu?
- Nie mamy o czym. - odrzekłaś krótko, z chłodem w głosie.
- Daj mi wyjaśnić. - wydukał, ale zamilkł, gdy wyrwałaś ramię z uścisku.
- Dwa lata temu wyjaśniłeś wszystko dość dokładnie. Nie ma sensu tego drążyć. - mruknęłaś niechętnie i poprawiłaś torebkę, która zsunęła Ci się trochę z ramienia. Odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś we wcześniej wyznaczonym kierunku.
- ______ ! Szukałem Cię wszędzie! Przez cały czas! - zawołał za Tobą.
Zatrzymałaś się na moment.
Zaraz po utracie pracy, wyprowadziłaś się. Mama nigdy nie mówiła, że ktoś Cię szukał, choć wspominała, że zmieniła numer, bo ktoś ciągle wydzwaniał. Ty zresztą też straciłaś swój wcześniejszy telefon. Rzuciłaś nim o ścianę tak mocno, że roztrzaskał się na kawałki. Pokręciłaś głową odrzucając wspomnienia i pospiesznie podążyłaś dróżką. Yamapi nie pobiegł za Tobą. I słusznie. Choć w głębi serca chciałaś, by tak jednak postąpił. By wyjaśnił, by znów było jak dawniej. Pokręciłaś znów głową. Miałaś swoje życie.
Dom, chłopaka, pracę, spokój. To ostatnie miałaś do momentu, aż Yamashita nie pojawił się znów w Twoim życiu. Uznałaś to za jednorazowy incydent. Pierwszy i ostatni.
W domu przygotowałaś obiad. Twój chłopak nie pojawił się na nim, bo miał do wieczora trening. Dlatego przez resztę dnia oglądałaś telewizję w salonie. Gdy Twój partner wrócił, zjadł i poszedł spać. Był zbyt zmęczony, by spędzić z Tobą trochę czasu. Smutne, ale akceptowałaś to. Przełączyłaś na kolejny kanał, gdzie trwał wywiad z gwiazdami. Jedną z nich, był Yamapi. Już chciałaś przełączyć, gdy nagle usłyszałaś ciekawe pytanie.
- Wciąż jesteś singlem. Czy nigdy nie myślałeś o stałym związku?
Mężczyzna wyraźnie się zmieszał. Gdy spojrzał w kierunku kamery, zamarłaś. Miałaś wrażenie, że patrzy właśnie na Ciebie. To samo pewnie pomyślało miliony kobiet przed telewizorami. Prychnęłaś cicho, chcąc przełączyć na kolejny kanał, ale jednak ciekawość była silniejsza. Czekałaś, aż padnie z jego strony odpowiedź.
- Myślałem. Był czas, kiedy zastanawiałem się nawet nad założeniem rodziny. Chciałem mieć żonę i gromadkę dzieci, które biegałyby rozkrzyczane po domu. - mówił mężczyzna z ciepłym uśmiechem na twarzy. Na ten widok i dźwięk tych słów, sama aż uśmiechnęłaś się pod nosem. To był słodki widok. Szkoda tylko, że w swej wyobraźni widziałaś siebie na miejscu żony. Potrząsnęłaś głową. Nie. Nie wolno Ci tak myśleć. Zranił Cię. Nieważne czy nieumyślnie. Zranił.
- Był czas, kiedy zbliżyłem się do pewnej dziewczyny. - usłyszałaś po chwili. Zaciekawiona nadstawiłaś uszu.
- Czy to ktoś z branży muzycznej lub aktorskiej, tak jak Ty? - zapytał zaciekawiony prowadzący.
- Nie, nie. To była zwyczajna dziewczyna. No, dla mnie niekoniecznie. Pracowała jako stylistka. Potrafiła zdziałać cuda, miała talent. - powiedział Yamapi z czułym uśmiechem. Zrobiłaś wielkie oczy słysząc go. Stylistka? Nie, na pewno nie miał na myśli Ciebie. Tyle dla niego osób pracowało.
- Więc jesteście parą tak? - zapytał prowadzący.
- Nie, nie. Nigdy nie byliśmy.
- Dlaczego? Nie chciała Cię?
Na sali rozległ się śmiech widowni, łącznie z prowadzącym i samym gościem. Przewróciłaś oczami, słysząc i widząc to.
-Nie w tym rzecz. To ja nie nadaję się na partnera. Praca aktora i piosenkarza jest naprawdę trudnym i czasochłonnym zajęciem. A ja nie chciałbym jej narażać na jakieś smutki, rozłąki, zazdrość czy jakieś nieprzyjemności ze strony innych ludzi. - usłyszałaś wypowiedź Yamapiego. Innych ludzi? Chodziło mu pewnie o fanki, ale wprost nie mógł tego powiedzieć. Dobry manewr. Po chwili słuchałaś dalej. - Dość szybko... Zyskała u mnie swą sympatię. Była urocza. Wciąż taka jest. Delikatna kobieta, która wymaga opieki, której aż chce się zaoferować całego siebie. Za szybko się do niej zbliżyłem i w efekcie czułem się osaczony przez własne uczucia.
- Więc nie wyznałeś jej miłości? - zapytał prowadzący.
- Nie. Łatwiej było mi uciec od tych uczuć, niż w nie brnąć. Spróbowałem się ich wyrzec. Nie udało się. Walczyłem z tym przez ponad rok, ale potem zacząłem jej szukać.
Zamrugałaś parokrotnie, słysząc to. Od razu przypomniałaś sobie jego słowa, dzisiaj w parku. Mówił o Tobie? To by się wszystko zgadzało, ale... Nie. Pokręciłaś głową. To niemożliwe. Mimo wszystko, słuchałaś dalej.
- Znalazłeś ją? - spytał prowadzący.
Yamapi skinął głową na tak.
- Owszem. Niestety nie chciała ze mną rozmawiać, co mnie wcale nie dziwi. Zasłużyłem na to. Cieszy mnie to, że mogłem ją chociaż zobaczyć. - powiedział, uśmiechając się czule, po raz kolejny.
- Nie dała Ci szansy? Co za niedobra kobieta! - oburzył się prowadzący, co podjudziło okrzyki niezadowolenia wśród obecnych tam fanów. Prychnęłaś cicho.
- Oj, gdyby was zranił tak jak mnie, też byście nie chcieli z nim rozmawiać! - zawołałaś niezadowolona. Drgnęłaś, gdy nagle zapaliło się światło w salonie. Spojrzałaś za siebie i ujrzałaś stojącego przy włączniku chłopaka. Swojego chłopaka. Minę miał ponurą i nie byłaś pewna jaki był tego powód.
- ______, nie mogę spać bez Ciebie. - mruknął, niczym małe dziecko.
Odetchnęłaś z ulgą i wyłączyłaś telewizor. Podeszłaś do niego i przytuliłaś go.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. - szepnęłaś uspokajająco.
Ucałował Cię czule i wrócił do sypialni.
Odprowadziłaś go wzrokiem, a potem rzuciłaś ostatnie spojrzenie ku telewizorowi. Z cichym westchnieniem poszłaś do łazienki. Postanowiłaś nie myśleć o tym, co usłyszałaś. To przeszłość. Yamapi to przeszłość. I choć Twój rozum to wiedział, rozsądek przypominał, to serce nie słuchało. 
Przez noc nie zmrużyłaś oka. Bałaś się snów, nie mogłaś też odpędzić się od wspomnień i myśli, które krążyły Ci po głowie. A rano ocknęłaś się bez swego chłopaka w łóżku. Poszedł na próby generalne. Przynajmniej tak powiedział. Dlatego ten dzień, jak to przy urlopie, spędziłaś znów chodząc po mieście.
Podczas przemierzania centrum handlowego, zauważyłaś coś niepokojącego. Twój chłopak jadł deser lodowy z jakąś dziewczyną w waszej ulubionej kawiarence. Pewnie uznałabyś to za spotkanie zwyczajnych znajomych, gdyby nie trzymał jej za rękę i nie karmił kobietę swoją łyżeczką. Bez zastanowienia ruszyłaś ku nim. Chłopak zauważył Cię, bo zaraz puścił dłoń dziewczyny i wstał z uniesionymi rękoma w obronnym geście.
- Ja Ci to wytłumaczę... - szepnął speszony.
Spojrzałaś na niego gniewnie.
- Kochanie, kto to? - zapytała dziewczyna.
Popatrzyłaś na nią, a potem na zmieszanego chłopaka.
- "Kochanie?" - powtórzyłaś szorstko. Pokręciłaś głową z niedowierzaniem. - Jak mogłeś...? To są te Twoje treningi ?
- Ja... Przepraszam. Wiem, że to źle wygląda, ale sama przecież wiesz, że między nami od dawna było źle... - usłyszałaś w odpowiedzi.
Zamrugałaś zaskoczona. Miał rację. Od dawna nie okazywałaś mu takiej czułości, na jaką zasługiwał. Nawet ostatniej nocy, nie przytuliłaś się do niego. Praktycznie nigdy nie witałaś go w tak czuły sposób, jak on Ciebie. Nie ekscytowałaś się jego osiągnięciami tak bardzo, jak powinnaś. Spuściłaś wzrok zrozumiawszy właśnie, że tak naprawdę, sama doprowadziłaś do tej sytuacji. Nie zranił Cię dlatego, że chciał, a dlatego, że dałaś mu ku temu powód. To Ty zraniłeś go bardziej.
- Ja czekałem... Czekałem długo, aż w końcu pokażesz, że mnie kochasz... - zaczął cicho z nadzieją, że go zrozumiesz. Powoli pokiwałaś głową.  - Bo ja Cię kochałem... Może nadal coś do Ciebie czuję, ale... Nie mogę żyć w taki sposób, w jaki Ty mi to oferujesz. Nie chcę uciekać, tak jak Ty.
Twoje źrenice rozszerzyły się, gdy usłyszałaś to. Znowu miał rację. Uroniłaś kilka łez. Otarłaś wierzchnią dłoni swe policzki, po czym podeszłaś do dziewczyny. Położyłaś ręke na jej ramieniu i uśmiechnęłaś się delikatnie.
- Dbaj o niego. Zasługuje na to. - szepnęłaś i spojrzałaś po raz ostatni na chłopaka. Uśmiechnęłaś się do niego czule i przepraszająco. Potem odeszłaś.
Jeszcze tego samego dnia spakowałaś swoje rzeczy. Zostawiłaś chłopakowi karteczkę z przeprosinami i miłymi życzeniami na przyszłość. Zamieszkałaś z powrotem u swej mamy. Nie było Cię stać na własne mieszkanie, a co dopiero na pokój w hotelu. Na szczęście Twoja rodzicielka nie zadawała zbyt wielu pytań. Widziała w jakim jesteś stanie. Rozdarta emocjonalnie. Siedziałaś przez całe dnie i noce w pokoju. Pogrążona w myślach, we wspomnieniach, w niewiedzy co ze sobą zrobić. W głowie wciąż huczały Ci słowa Twojej ostatniej rozmowy z byłym chłopakiem.
" Nie chcę uciekać, tak jak Ty."  
Słowa Yamapiego brzmiały przecież podobnie.
" Łatwiej było mi uciec od tych uczuć, niż w nie brnąć." 
Westchnęłaś cicho. Przecież Ty też uciekłaś. Wedle słów Yamashity, odeszłaś. Potem uciekałaś od uczuć żywionych do niego, a także od tego, co powinno Cię połączyć z byłym już chłopakiem. Popełniałaś te same błędy, co Tomohisa. To można by nawet uznać za zabawne, ale w filmie, a nie w prawdziwym życiu. Postanowiłaś wziąć się w garść. Zaczęłaś więc szperać po internecie, szukać nowinek o swoim ukochanym. Dowiedziałaś się, gdzie dokładnie trenuje, oraz kiedy i w jakim miejscu ma koncert. Kupiłaś bilet, choć dużo Cię kosztował, postanowiłaś zaryzykować. Nie mogłaś dłużej uciekać.
Wieczorem poszłaś na koncert. Nie miałaś zamiaru ubierać się jakoś bardziej odświętnie, albo jak na dyskotekę. Ot, zwykła sukienka, zwyczajnie rozpuszczone włosy. W samej sali, gdzie koncert miał miejsce, było mnóstwo ludzi. Ledwo przepchałaś się gdzieś na przód. Fanki piszczały co pięć minut, może nawet częściej. A przecież Yamapiego nie było jeszcze na scenie! W końcu jednak światła pogasły, zaczęły działać reflektory oświetlające scenę.
Muzyka, wokalista i śpiew. Niesamowity śpiew. Aż serce zabiło Ci szybciej, gdy zobaczyłaś go na scenie. Wydawał się jednak mniej energiczny i radosny, niż kiedyś. Zupełnie, jakby muzyka przestała go cieszyć. Zaniepokoiło Cię to. 
Mimo wszystko, dobrze bawiłaś się na koncercie. Tak jak wszystkie obecne tam fanki. Gdy nastąpił koniec, spróbowałaś zakraść się za scenę. Wprawdzie omijanie ochrony nie jest łatwe, ale gdy tyle setek kobiet próbuje się tam przedrzeć, wydaje się to prostsze. Schowałaś się za kurtyną, by następnie przejść między tancerzami i innymi pracownikami. Szukałaś Yamapiego. Nie mogłaś go jednak nigdzie zauważyć. Znalazłaś jego garderobę. To już coś. Zakradłaś się tam i usiadłaś na kanapie wewnątrz pomieszczenia. Czekałaś aż przyjdzie.
Byłaś tam chyba z pół godziny, aż w końcu wszedł do środka.
Stanął jak wryty, widząc Cię siedzącą na kanapie. Zamknął za sobą drzwi, gdy tylko się ocknął i spojrzał na Ciebie niepewnie. Miał wrażenie, że źle widzi, że to jego wyobraźnia. Otarł jeszcze raz ręcznikiem twarz, by nie wyglądać na tak bardzo spoconego.
- Musimy porozmawiać. - powiedziałaś stanowczo. De ja vu. Tym razem jednak role się odwróciły.
- Posłuchaj ja... - chłopak zawiesił głos, gdy zobaczył Twoją uniesioną dłoń. Znak, by zamilkł. Tak zrobił.
- Widziałam Twój występ w programie. - powiedziałaś po chwili ciszy.
Yamapi zamrugał słysząc to i jeszcze bardziej się zmieszał.
- Powiedziałem to specjalnie... Znaczy, nie kłamałem! - poprawił się szybko. - Powiedziałem prawdę. Nie miałem możliwości wytłumaczyć Ci tego wprost, więc zrobiłem to tam... Z nadzieją, że to zobaczysz.
- Zobaczyłam. - przyznałaś cicho i zamilkłaś znowu.
Cisza wydawała się krępująca.
Chłopak powoli podszedł do Ciebie, a następnie usiadł obok, na kanapie.
- Przepraszam. - usłyszałaś.
Spojrzałaś na niego.
Jego dłonie drżały, palce kurczowo zaciskały się na kolanach. Zrobiło Ci się go żal. Nagle wszystkie wyrzuty jakie mu robiłaś przez te dwa lata, zniknęły. Te pretensje, które do niego żywiłaś, wyparowały. Ostrożnie położyłaś dłoń na jego ręce. Poczułaś, jak jego ciało zastyga w bezruchu, jak jego palce rozluźniają uścisk na kolanie.
- Ja też. - powiedziałaś po namyśle.
Chłopak spojrzał na Ciebie zdumiony. Nie rozumiał, o co Ci chodziło.
- Ty...? - wydukał niepewnie. Miał nadzieję, że usłyszy jakieś wyjaśnienia.
- Tak. Ja.
- Ale... Za co?
Westchnęłaś cicho i ostrożnie chwyciłaś jego dłoń. Wasze palce splotły się ze sobą.
- Za to, że uciekłam. Gdybym wtedy wyznała Ci swoje uczucia... Może... Może nie musiałabym czekać, aż dwóch lat, by wiedzieć co do mnie czujesz... - szepnęłaś i spuściłaś wzrok. Poczułaś, jak chłopak odwzajemnia uścisk dłoni.
- Mogłem zrobić to samo. Stawić temu czoła. A zachowałem się jak tchórz. Prawdziwy ze mnie mężczyzna, nie ma co. - mruknął, będąc złym na samego siebie.
- Nie ma nic dziwnego i złego w tym, że ma się obawy. Każdy je ma. Ty bałeś się miłości, a ja... Odrzucenia. Ty nic nie mówiłeś, ja nic nie mówiłam. Ty zraniłeś, ja zraniłam... - tu urwałaś swą wypowiedź, bo zauważyłaś, że zagalopowałaś się. - Próbuję powiedzieć, że oboje jesteśmy winni, a jednocześnie usprawiedliwieni.
- Jedno wyklucza drugie, moja droga. - skwitował nieco zdezorientowany chłopak.
- Czy w naszym życiu, w uczuciach, cokolwiek i kiedykolwiek było jednoznaczne? - zapytałaś z ciepłym uśmiechem. Popatrzyłaś na chłopaka, nawiązując z nim teraz kontakt wzrokowy. Jego spojrzenie było pełne czułości, a zarazem wyrzutów sumienia. On naprawdę cierpiał, czułaś to.
- Wiem, co jest jednoznaczne i pewne. - powiedział nagle. Spojrzałaś na niego zaciekawiona. Wtedy ostrożnie ujął w dłoń Twój policzek, który pogładził delikatnie kciukiem.  - To, że Cię kocham.
Zamrugałaś zaskoczona. Serce zabiło Ci mocniej. Jeszcze chwila i pewnie wyskoczy z piersi i zacznie skakać z radości.
- Yamashita... - zaczęłaś cicho, ale on przerwał Ci wypowiedź czułym pocałunkiem. Odwzajemniłaś go bez oporu. Był delikatny i namiętny, taki jakiego zawsze pragnęłaś. Odczucie przyjemnego dreszczu przeszyło Twe ciało. Ekscytacja. Motylki w brzuchu. Tak. To była miłość.
Spojrzałaś na chłopaka, gdy ten się odsunął.
- Już Ci kiedyś mówiłem, byś tak się do mnie nie zwracała. - powiedział niby karcąco, choć jego oczy lśniły pełne radosnego blasku. Wróciła do niego ta wesoła energia.  - Poza tym... W przyszłości, to Ty będziesz panią Yamashita. I to ludzie będą tak zwracać się do Ciebie.
- Hm? - wydukałaś zaskoczona. - Ja? A to mnie przypadnie udręka bycia Twoją żoną? - zapytałaś z rozbawieniem.
- Bardzo śmieszne. - fuknął chłopak, po czym cmoknął ustami i uśmiechną się chytrze. Poruszał przy tym znacząco brwiami. - I nie zapominaj o rodzicielstwie.
- Dzieci? - wyjąkałaś i pokryłaś się rumieńcem, widząc jego minę.
- Dużo dzieci. - poprawił Cię i wpił się w Twe usta, które akurat rozchyliłaś pod wpływem szoku.
Właśnie dowiedziałaś się, że Yamapi zaplanował Ci przyszłość. To było urocze i całkiem zabawne. Z taką myślą, odwzajemniałaś jego pocałunki. Teraz doszłaś nawet do wniosku, że warto było przetrwać te dwa lata, by móc doczekać się takiego zakończenia tej sytuacji.
Bo lepiej późno, niż wcale.


No cóż, mam nadzieję, że i ten scenariusz przypadł do gustu Sasu, która go zamawiała. XD

5 komentarzy:

  1. Rzecz pierwsza: Sasu zostaje Twoim fanem.
    Rzecz druga: Sasu oficjalnie dodaje bloga do obserwowanych.
    Rzecz trzecia: Sasu jest wzruszona i uszczęśliwiona.
    Rzecz czwarta: Sasu zawsze zdaje się na Ciebie, Twojego Wena i Twój aktualny humor.
    Rzecz piąta: Sasu ogromnie dziękuje.

    Nadal robisz błędy logiczne, stylistyczne i gramatyczne, ale mam wrażenie, że pomimo małych odstępów czasu, radzisz sobie coraz lepiej. Praktyka czyni mistrza? :>
    Podziwiam Twoje prace za to, że są tak długie, obszerne i wyczerpujące. Czyta się to świetnie, zwłaszcza mnie.
    Tak, mam zamiłowanie do pisania form krótkich. Na przykład drabble :3
    Ale wychodzą mi totalnie ***jowo XD

    Dziękuję, że poświęcasz swój czas. Mam nadzieję, że dalej będziesz pisać i sprawiać tym radość sobie, mnie i wszystkim czytelnikom.

    Ciężko pracuj. Hwaiting!

    PS: Jestem optymistką i lubię fluffy :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie przeczytałam tak dobrego scenariusza, bardzo cieszę się, że znalazłam Twoją stronę. Jestem zadowolona, życzę dużo sukcesów. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. omg,jakie piękne ;;
    Zgadzam się z komentarzem wyżej,ja też nie czytałam tak dobrego scenariusza.Ogólnie wszystkie Twoje prace są genialne <3 oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Yamapi... Mój kochany Yamapi... Nigdy bym się nie spodziewała, że przeczytam o nim jakikolwiek scenariusz. To był pierwszy Azjata, którym się zainteresowałam i powracam do niego z nostalgią, bo to było dość dawno temu jak go odkryłam. Dziwnie to brzmi, ale taka prawda. Naprawdę jestem ci wdzięczna za taki scenariusz. :)

    ~ Lanaya

    OdpowiedzUsuń